Przystań nieogarniętych
W publicystycznym uproszczeniu – nacjonalizm w niejednym europejskim kraju przyjmował postać obronną albo ekspansywną. A teraz przyjmuje internetową
O pierwszej formie nacjonalizmu, obronnej, pisała Anna Applebaum, niejako broniąc dobrego imienia Europy Wschodniej przed zachodnim stereotypem. Bułgarski, słowacki, polski czy litewski etc. nacjonalizm w takim klasycznym – „postępowym” – ujęciu był pewnego rodzaju pozostałością kultury wsobnej, ksenofobicznej, karmiącej się mitami wspólnoty krwi. Modernizacja na wzór zachodni oferowała wybór cywilizacji liberalnej, w której o wartości jednostki decydują jej własne dokonania. Nowoczesność miała zmitologizowany obraz narodu odesłać do lamusa, w pewien sposób uwolnić społeczeństwa od nacjonalizmu.
Nacjonalizm obronny
Applebaum – trzeba przyznać: wbrew grupie nadającej w ubiegłych dekadach ton życiu uniwersyteckiemu oraz publicystycznemu – wskazywała na wartość obrony własnej kultury i języka przez działaczy narodowych Europy Środkowej i Wschodniej. Kto na Zachodzie, było nie było wychowany na tekstach kultury klasycznej, uważa, że jest czymś nagannym stawianie oporu wynaradawiającym mocarstwom, tym Rosjom, Niemcom, Turcjom czy Związkom Sowieckim? W zmaganiach Dawida z Goliatem tradycyjnie kibicujemy Dawidowi. Nacjonalizm, trudno przeczyć, wielokrotnie posłużył za doktrynę mobilizacji mas przeciwko sąsiadom, dzieje Europy to nie tylko dzieje broniących się przed tyranią, lecz też narodowych konfliktów, nieraz bardzo krwawych. Jednak zwrócenie uwagi na szlachetną stronę walki narodowej było, przynajmniej w pewnym momencie, szokujące dla niemałej części elit „pierwszego świata”.
