Zostać u władzy
Prezydent Serbii Aleksandar Vučić nieraz rozjuszał rodaków. Ale tym razem sprowokował największe demonstracje od czasu obalenia Slobodana Miloševicia ćwierć wieku temu
Antyprezydenckie wystąpienia w Serbii. Valjevo, 16 sierpnia 2025 r.
Gotov je! Jest skończony! Okrzyk unosi się nad Serbią od listopada, lecz w ostatnich dniach słychać go wyjątkowo donośnie. Zwłaszcza gdy antyrządowi demonstranci zaczęli szturmować biura rządzącej Serbskiej Partii Postępowej (SNS) – do zamieszek doszło w większości dużych miast kraju: Belgradzie, Niszu, Nowym Sadzie, Kraljevie, Kragujevacu, Čačaku.
Nie wszędzie demonstrantom udało się spustoszyć biura SNS, gdyż przed budynkami pojawiła się „ochrona”: radykalni kibice drużyn piłkarskich, którym tradycyjnie jest po drodze z prezydentem. Kibolskie bojówki próbowały rozpraszać protestujących, co doprowadziło do konfrontacji. Łatwo było oberwać po głowie, czego doświadczył opozycyjny poseł Peđa Mitrović, który próbował nagrywać starcie przed belgradzkimi biurami SNS. – Odmówiłem, gdy zamaskowany osobnik kazał mi skasować nagranie, i powiedziałem mu, że jestem parlamentarzystą. Wtedy zawołał kolegów i cała grupa zaczęła mnie okładać – opowiadał portalowi Politico.
Władze, które tygodniami próbowały przemilczeć falę protestów, teraz przeszły do kontrataku. – Oni weszli w fazę bicia – stwierdził Vučić na antenie jednej z lokalnych stacji telewizyjnych. Jego stronnicy zaczęli nazywać adwersarzy „ustaszami”, w nawiązaniu do faszystowskich chorwackich bojówek z czasów II wojny światowej, które prześladowały m.in. Serbów. Do końca poprzedniego weekendu aresztowano 114 osób, niemal wyłącznie protestujących lub przypadkowych widzów. Do tych drugich należał m.in. 12-latek z Nowego Sadu, którego policja zgarnęła z ulicy wraz z demonstrantami – zanim został wypuszczony, wraz z innymi klęczał przed ścianą z rękami skrępowanymi za plecami.
