Czy dział HR ma uczyć pracowników kultury osobistej?
Są sfery w życiu firmy, o których nie mówi się często - taką sferą jest np. kultura osobista. Wynika to chyba z zażenowania. Prawdopodobnie zakładamy, że każdy powinien wiedzieć, iż młodszy ustępuje starszemu, mężczyzna kobiecie, że widząc się kolejnego dnia w pracy, powinniśmy się przywitać, być dla siebie uprzejmym, że nie używamy wulgaryzmów, okazujemy sobie nawzajem szacunek... Zmiany obyczajowe, społeczne, pokoleniowe, związane z funkcjonowaniem rodziny sprawiły jednak, że to, co zakładamy jako oczywiste, nie zawsze takie jest.
Kiedy dziś kandydat do pracy pyta dyrektora personalnego, "Czy w tym banku pracownicy mogą spać na biurkach", dyrektor personalny potrafi dowcipnie odpowiedzieć: "A czy spanie na biurku jest takie wygodne". Pracodawca, chcąc być atrakcyjnym dla kandydata, kokietuje go nawet wtedy, gdy on usiłuje przekraczać granice. Może zacytowane pytanie nie ma w sobie jeszcze tak dużej dawki impertynencji. Może młody człowiek chciał - tak obcesowo - wysondować, jaka jest kultura organizacyjna w firmie, w której miałby pracować. Ale przecież zdarzają się - już w okresie zatrudnienia - bardziej spektakularne przejawy złego wychowania. I często toleruje się osoby zachowujące się niezgodnie z ogólnymi normami, uznając, że ze względu na kompetencje warto pomęczyć się z kimś, kogo uważamy za firmowego "monstera", "wariata" czy "dziwaka". Tłumaczymy sobie, że miał pod górkę do szkoły, patologię w domu etc. W rachunku zysków i strat czasem taka pobłażliwość zdaje się być opłacalna. Czy rzeczywiście jednak może to być dobra postawa wobec chamstwa?
