Nowy rok, nowa strategia
Planowanie sukcesji
Słowo „sukcesja” jest dziś wyjątkowo modne. Najróżniejsze organizacje i instytucje dołączają do chóru głosów podkreślających, jak ważny to temat i jak wspaniałe są obecne rozwiązania. Wejście w życie ustawy o fundacji rodzinnej dodatkowo podniosło stawkę – na rynku zaroiło się od podmiotów, mniej lub bardziej profesjonalnych, oferujących planowanie sukcesji, zakładanie fundacji, prowadzenie tzw. family office czy zarządzanie majątkiem. W tę modę wpisała się również część poważnych firm finansowych i doradczych, oferując wszystko i wszystkim. Problem w tym, że najmniej zajmują się tym ci, którzy powinni najbardziej – sami zainteresowani.


Paweł Miszkurka
Prezes Kancelarii LTF, prawnik ze specjalizacją w zakresie planowania sukcesji. Kierownik studiów „Praktyka planowania sukcesji” w Akademii Leona Koźmińskiego.
No właśnie - moda. Pracując od 15 lat przy planowaniu sukcesji prawnej, obserwuję, że o sukcesji zaczyna się dużo mówić w dwóch sytuacjach: kiedy pojawia się nowe rozwiązanie (tak było z zapisem windykacyjnym, zarządcą sukcesyjnym i tak jest obecnie - z fundacją rodzinną) oraz gdy sukcesja staje się okazją do szybkiego biznesu. Niestety takie podejście natychmiast przekłada się na medialne fakty. Jesteśmy atakowani „klikbajtowymi” tytułami w stylu „Nareszcie można będzie…”, „Koniec problemów z sukcesją firmy”, „Już nie odziedziczysz…” itp., itd. Pomijam fakt, że wiele z tych treści bazuje na ignorancji autorów, bezrefleksyjnym użyciu sztucznej inteligencji czy powielaniu zasłyszanych opinii. Publikacje takie rzadko są dziełem fachowców, którzy mają rzetelnie rozpoznany temat. Potrafią one wyrządzić krzywdę rzeczywistym i potrzebnym procesom sukcesji. Podobnie jak nieodpowiedzialne, nastawione na szybki zysk doradztwo.
