Sąd nad smartfonem
Wciąż nie nauczyliśmy się dobrze korzystać ze smartfonów, ale już wiadomo, że per saldo zmieniły świat na lepsze

Zakazać smartfonów w szkołach! – grzmią pedagodzy i psychologowie od lat. W Sejmie procedowany jest właśnie projekt zmian w prawie oświatowym, który przewiduje wprowadzenie takiego zakazu w podstawówkach oraz umożliwia to samo szkołom ponadpodstawowym.
Wspaniały pomysł – powie amerykański psycholog i autor książki „The Anxious Generation” Jonathan Haidt. Jego zdaniem należy wręcz nie tylko zakazać smartfonów w szkołach (w czasie lekcji i na przerwach), lecz także robić wszystko, żeby aż do osiągnięcia wieku licealnego dzieci nie używały ich w ogóle. Ma to im przywrócić zdolność do skupienia, rozmowy twarzą w twarz i doświadczania fizycznej rzeczywistości. W efekcie poprawią się relacje rówieśnicze oraz zdrowie psychiczne dzieci. Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógłby być przeciw?
Domowy zakaz smartfonowy
Technologia cyfrowa niebezpiecznie wciąga, zwłaszcza gdy oferuje nam rozrywkę. Bądźmy wobec siebie szczerzy: nie nauczyliśmy się jeszcze korzystać z niej w sposób dla nas optymalny, czyli maksymalizujący korzyści i minimalizujący szkody.
Haidt opisuje co prawda negatywne oddziaływanie smartfona, który stał się głównym interfejsem cyfrowego świata, na dzieci i młodzież, ale istnieją badania naukowe sugerujące, że w podobnie negatywny sposób może wpływać na dorosłych. Okazuje się, że nawet gdy telefon nie jest używany, ale znajduje się w zasięgu wzroku, zużywa część naszych zasobów poznawczych i osłabia zdolność głębokiego myślenia. Zamiast naturalnego rytmu koncentracji i odpoczynku pojawia się rytm bodźców i przerw – powiadomień, dźwięków, przewijania. Trudno nam poświęcić się czemukolwiek całkowicie.

