Pięć mitów o zamykaniu rynku zamówień
Wbrew opinii Urzędu Zamówień Publicznych i orzecznictwu Krajowej Izby Odwoławczej firmy spoza UE mogą być bez uprzedzenia wykluczane z przetargów
Pod koniec 2024 r. rynek zamówień publicznych, jego uczestników i obserwatorów zelektryzował wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w C 652/22 (zwany już powszechnie „wyrokiem ws. Kolin”), w którym potwierdzono, że wykonawcom z państw spoza Unii Europejskiej, które nie zawarły z UE umowy międzynarodowej gwarantującej równy i wzajemny dostęp do zamówień publicznych (dalej określane jako „państwa trzecie”), nie przysługuje prawo do „traktowania nie mniej korzystnego” niż wykonawów unijnych. Co więcej, państwa członkowskie nie mogą przyznać wykonawcom z tych państw trzecich prawa do równego traktowania, gdyż to leży w zakresie wyłącznych kompetencji UE.
Wyrok już zaczął oddziaływać na polski rynek. W kilka miesięcy po jego wydaniu doczekaliśmy się co najmniej kilku decyzji instytucji zamawiających o niedopuszczeniu lub odmiennym traktowaniu wykonawców czy towarów pochodzących z państw trzecich. W tym krótkim czasie opublikowano też dwa projekty zmian w przepisach, prezes Urzędu Zamówień Publicznych wydał dwie urzędowe opinie, a Krajowa Izba Odwoławcza wydała pierwsze rozstrzygnięcia odnoszące się bezpośrednio do kwestii stosowania wyroku C 652/22. Mamy też liczne wypowiedzi medialne wykonawców, zamawiających i oczywiście reprezentujących ich prawników.
Dlaczego wyrok tak bardzo zelektryzował rynek zamówień publicznych? Ponieważ od przystąpienia Polski do UE rynek ten funkcjonował w paradygmacie nieskrępowanego, otwartego dostępu dla wszystkich zainteresowanych wykonawców, niezależnie od ich pochodzenia (z wyjątkiem Federacji Rosyjskiej, która po agresji na Ukrainę została objęta sankcjami, również w zakresie dostępu do unijnego rynku zamówień publicznych).
