praca
Rządowy slalom z nowelą o PIP
Rząd gorączkowo szuka sposobu na przeforsowanie ustawy wzmacniającej Państwową Inspekcję Pracy, próbując się wycofać z rozwiązań, które sam nadmiernie zaostrzył. Nawet jeśli koalicja dojdzie do porozumienia, ostateczny głos należy do prezydenta, a scenariusz weta staje się coraz bardziej prawdopodobny
Losy reformy rynku pracy, która miała być flagowym elementem realizacji kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy (KPO), przypominają legislacyjny tor przeszkód. Rząd obecnej kadencji staje przed wyzwaniem, jak wycofać się z obietnic, a jednocześnie zadowolić Komisję Europejską i uspokoić nastroje przedsiębiorców.
Od oskładkowania do superinspektora
Warto przypomnieć, że pierwotne plany, kreślone jeszcze przez rząd Mateusza Morawieckiego, zakładały objęcie wszystkich umów cywilnoprawnych obowiązkiem opłacania składek na ubezpieczenia społeczne (ZUS). Wyjątkiem miały być jedynie umowy zawierane z uczniami i studentami do 26. roku życia. Ta koncepcja spotkała się jednak z gigantycznym oporem organizacji pracodawców. Wskazywano na astronomiczne koszty – rzędu 5–7 mld zł – które uderzyłyby zarówno w firmy, jak i w osoby fizyczne, w tym wysokiej klasy specjalistów dorabiających na zleceniach. Argumentowano, że umowy o pracę i tak są oskładkowane podobnie jak pierwsza umowa zlecenia.
