cykl dgp
Z sądów należy wyplenić „prawniczenie”
Dawno, dawno temu… kiedy zaczęły się moje kontakty z sądami (jeszcze w ramach praktyk aplikacyjnych), orzeczenia sporządzało się na gotowych drukach wyroków, nakazów czy postanowień. Oczywiście każdemu aplikantowi zdarzało się popełnić błąd przy wypełnianiu druku. Co wtedy robił zapobiegliwy sędzia? Z uśmiechem, grożąc palcem delikwentowi, brał zmarnowany druk orzeczenia, dzielił go na ćwiartki i mówił: „będzie na cztery zarządzenia”.
Anegdota ta nie służy pochwale czasów dawno minionych, do których nie wrócimy, o ile nie dojdzie do całkowitego załamania systemów informatycznych lub energetycznych. Jednak gdy zastanawiam się nad problemami naszego współczesnego sądownictwa, wracam myślą wstecz i zadaję sobie pytanie: jak to wszystko kiedyś działało, w formie papierowej, bez komputerów i programów z przepisami, orzeczeniami i komentarzami, kiedy każde pismo pisano ręcznie lub na maszynach, przez kalkę lub bez niej. Bo działało, terminy rozpoznawania spraw bywały znacznie krótsze niż dziś (choć oczywiście były sprawy ciągnące się latami, jak w prastarym dowcipie o adwokacie, który dzięki jednej sprawie wychował i wykształcił syna). A potem jakby przestało działać – dlaczego?