rozmowa
Na Bali nie zagłosujemy
Najwięcej nowych lokali, w sumie nie więcej niż 4 tys., powstanie w środkowo-północnej i zachodniej częściach kraju. – Tak po prostu wyszło demograficznie przy zasadzie, że obwód ma obejmować od 200 wyborców – tłumaczy przewodniczący PKW Sylwester Marciniak
Po raz pierwszy w dniu wyborów do Sejmu i Senatu odbędzie się jeszcze referendum ogólnokrajowe. Spodziewa się pan problemów?

Sylwester Marciniak, przewodniczący PKW
Sylwester Marciniak, przewodniczący PKW
Do tej pory rzeczywiście nie łączono wyborów do Sejmu i Senatu z referendum. Ustawa o referendum ogólno krajowym, która obowiązuje od 2003 r., dopuszcza możliwość przeprowadzenia referendum w tym samym dniu, w którym odbywają się wybory, z wyjątkiem samorządowych. Już raz mieliśmy podobną sytuację, gdy czasowo pokrywały się części kalendarzy wyborczego i referendalnego.
Chodzi panu o referendum Bronisława Komorowskiego z 2015 r. Tyle że ono odbyło się między wyborami prezydenckimi a parlamentarnymi.
Niemniej wtedy kampania referendalna również nakładała się na wyborczą.
Państwowa Komisja Wyborcza już w czerwcu wyjaśniła, że jeśli referendum odbywa się tego samego dnia co wybory, to nie tworzy się odrębnych obwodów, a głosowanie i w wyborach, i w referendum odbywa się w tych samych lokalach. Będzie również tylko jedna urna. W takiej sytuacji zadania komisarzy wyborczych i obwodowych komisji ds. referendum będą pełnić okręgowe i obwodowe komisje wyborcze właściwe do przeprowadzenia wyborów. To pozwoli zdecydowanie obniżyć koszty jego organizacji. Przypomnę, że referendum z 2015 r. kosztowało ok. 70 mln zł. Koszt druku kart do głosowania był stosunkowo niewielki, największą część tej kwoty – ponad 31 mln zł – stanowiły diety dla członków obwodowych komisji. I mimo tych nakładów frekwencja nie przekroczyła nawet 10 proc. Teraz, z uwagi na decyzję ustawodawcy, koszty te będą znacząco niższe.




