Luka płacowa ma się dobrze, bo ma swoje przyczyny kulturowe
Kiedy redakcja poprosiła o felieton na temat lokalnej luki płacowej, stwierdziłam, że temat jest polaryzujący jak nasze wiodące partie polityczne. Cóż, trzeba wziąć byka za rogi poprzez postawienie kilku tez (można się z nimi zgodzić bądź nie).
Patrząc na dane Eurostatu lub GUS, można by się cieszyć, że 7,8 proc. różnicy w płacach między kobietami a mężczyznami to nie przepaść (jesteśmy poniżej średniej unijnej). Jednak, jak każda średnia, wynik ten jest dużym uproszczeniem, nieuwzględniającym m.in. stażu, branży czy stanowiska. Skorygowana luka płacowa to już 14–24 proc., których zwykłymi zmiennymi ekonomicznymi nie da się prosto wytłumaczyć. Tutaj pojawia się teza pierwsza. Sektorowo można ująć to tak, że im dalej od sektora publicznego lub edukacji, im bardziej zaawansowana jest branża (technologie, finanse, doradztwo), tym bardziej narastają różnice w płacach między płciami.




