Gdy frankowa fala opadła, resort wziął się za regulowanie
Wyciągnąwszy wnioski z nawału pozwów frankowych, możemy znaleźć najsłabsze elementy systemu i z wyprzedzeniem zmienić regulacje spraw konsumenckich
Jest taka pamiętna scena w „Szeregowcu Ryanie”, w której grany przez Toma Hanksa kapitan Miller celuje z pistoletu w nacierającego na niego „Tygrysa”. Ranny i pozbawiony większej nadziei strzela kolejnymi pociskami, które oczywiście nie mają żadnych szans na przebicie grubego pancerza. Mimo to po jednym z wystrzałów niemiecki czołg wybucha. Przez kilka chwil zaskoczeni widzowie mogą pomyśleć, że jego zniszczenie było zasługą determinacji kapitana. Zaraz jednak kamera pokazuje nam przelatujący myśliwiec. To jemu bohaterowie zawdzięczali celne trafienie. Wkrótce niebo zapełnia się amerykańskimi samolotami, niemieccy żołnierze wpadają w popłoch, a bitwa zostaje wygrana.
Procedowanie tzw. ustawy frankowej kojarzy mi się właśnie ze strzelaniem z pistoletu do czołgu ciężkiego. Wiadomo, że niewiele to zmieni, a ewentualne zwycięstwo będzie efektem innych czynników. Marzeniem ministerstwa jest jednak, aby kamera nigdy nie pokazała nadlatujących samolotów, zatrzymując się na dymiącym colcie.
