Urzędnicy popełniają błędy, a ich karanie bywa fikcją
Dzieje się tak nie tylko za sprawą liberalnych przepisów, lecz także sytuacji na rynku pracy w administracji. Włodarze wiedzą, że to droga do utraty pracownika, na miejsce którego trudno będzie im pozyskać nowego
Temat odpowiedzialności urzędnika za popełnione błędy wrócił na forum publiczne za sprawą prezydenta Chełma, który w mediach przepraszał mieszkańców za to, że przez błąd jednego z urzędników miasto straciło szansę na 3,5-milionową dotację na remont ulic. Pracownik jednego z wydziałów wrzucił niefrasobliwie pismo do segregatora, nie czytając go, zamiast podpisać i odesłać do urzędu wojewódzkiego. Prezydent miasta mówił, że czuje się bezsilny w takiej sytuacji. Zapowiadał, że wyciągnie konsekwencje. Jakie ‒ jeszcze nie zadecydowano. Jak mówi DGP Wojciech Wójcik, dyrektor gabinetu prezydenta Chełma, sprawa jest analizowana.
Ułomne przepisy
Sęk w tym, że tak naprawdę w kwestii dochodzenia odpowiedzialności od urzędnika, a szczególnie w kwestii dochodzenia odszkodowania, miasto może niewiele. Izabela Zawacka, radca prawny w kancelarii Prawo Przedsiębiorstw i HR, dodaje, że mamy do czynienia z urzędnikiem samorządowym zatrudnionym w ramach stosunku pracy. To oznacza, że taki pracownik ponosi odpowiedzialność porządkową (czyli mogą być nakładane kary porządkowe: upomnienia, nagany lub – w ściśle określonych przypadkach – kary pieniężne) oraz odpowiedzialność odszkodowawczą (majątkową) z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonywania obowiązków – tak jak każdy pracownik na etacie. A więc jeżeli na skutek nieprawidłowego działania urzędnika powstała szkoda, to jego odpowiedzialność za szkodę, tak jak w przypadku każdego innego pracownika, nie może przekroczyć trzykrotności wynagrodzenia za pracę (o tym szerzej w tekście obok).
