Artykuł
Podmoskowskije wieczera
Dramatyczne wydarzenia w kazachskiej Astanie w połączeniu z pozornie sennymi obrazkami z Genewy mówią wiele o tym, co może niebawem wydarzyć się w Rosji
Scena: zaciszna dacza opodal Moskwy. Urządzona po staremu, zgodnie z carsko-postradzieckim szykiem: "złoto, ale skromnie". Uczestnicy kolacji: kilku wpływowych ludzi z cienia, ze styku wielkiego biznesu i służb specjalnych, plus (być może) słabo rozpoznawalny publicznie dziewiąty sekretarz amerykańskiej ambasady Stanów Zjednoczonych oficjalnie zajmujący się sprawami kultury albo sportu. Temat rozmowy: sytuacja ogólna.
- Kak widitie, gaspada, tiekuszczij wariant nie rabotajet. Szto nużno izmienit'?
To pytanie wisi nad zastawionym wódką, kawiorem i polską szynką z przemytu stołem. Panowie już wiedzą, że "aktualna opcja nie działa" i że "coś trzeba zmienić". Możliwe, że również "kogoś".
Jeśli opisywana kolacja jeszcze się nie odbyła, to może do niej dojść już niebawem. Ekipa Władimira Władimirowicza Putina - mimo niekwestionowanych zasług w dziele sprawiania, by Matuszka Rossija "rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio" - najwyraźniej straciła pierwotną skuteczność. Wiek robi swoje, starsi panowie z Kremla i okolic wciąż chcą wygrywać te same wojny za pomocą tych samych narzędzi co kiedyś. Rzecz w tym, że świat się zmienił, a w otoczeniu zaczęto wyciągać wnioski z dawnych błędów i ich skutków.
Błąd pierwszy, który w ostatnich latach popełnił tzw. Putin zbiorowy, to założenie, że Zachód da się dowolnie długo rozgrywać za pomocą kilku prostych trików: trochę postraszy się opinię publiczną "przekierowaniem iskanderów na europejskie stolice", trochę ...