Kreml naruszył równowagę
Zwiększanie obecności NATO w Europie Środkowej jest konsekwencją rosyjskiej agresji – zarówno pośredniej, jak i bezpośredniej – której doświadczyła Europa w ostatnich 20 latach

Malcolm Rifkindbrytyjski minister obrony w latach 1992‒1995 oraz minister spraw zagranicznych w latach 1995‒1997
Malcolm Rifkindbrytyjski minister obrony w latach 1992‒1995 oraz minister spraw zagranicznych w latach 1995‒1997
Z Malcolmem Rifkindem rozmawia Marek Tejchman
Czy uważa pan, że błędem było zaproszenie do przystąpienia do NATO w lipcu 1997 r. trzech byłych państw komunistycznych - Polski, Czech i Węgier?
Krótko: nie. Podział Europy w wyniku zimnej wojny był sztuczny, dlatego jej koniec przyniósł trzy konsekwencje: emancypację państw Europy Środkowo-Wschodniej, koniec komunizmu jako ideologii oraz wreszcie rozpad ZSRR, a właściwie imperium rosyjskiego. Implozja Sowietów była w pewnym sensie podobna do upadku innych europejskich mocarstw, ale fundamentalną różnicą było to, że, poza Austro-Węgrami, imperia brytyjskie, francuskie, hiszpańskie, portugalskie czy holenderskie istniały w innych częściach świata. Więc kiedy np. zniknęło imperium brytyjskie, przełożyło się to na nasz prestiż, ale nie stanowiło bezpośrednio zagrożenia dla naszego terytorium.
A nowo powstała Rosja czuła się zagrożona?
Koniec państwa sowieckiego zbiegł się z pojawieniem się nowego geopolitycznego systemu w Europie, który nie sprzyjał jej interesom.
Czyli ekspansji NATO?
Prawda jest taka, że Zachód nie podchodził entuzjastycznie do natychmiastowej ekspansji NATO, które powstało po to, aby poradzić sobie z zimną wojną - przecież ona się właśnie zakończyła. Na rozszerzenie Sojuszu naciskały Polska, Węgry, Czechy, Słowacja i inne państwa - chciały w ten sposób pokazać, że są całkowicie niezależne od ZSRR, było to też dla nich częścią szerszej logicznej i racjonalnej strategii. Nie tylko chciały zwiększyć własne bezpieczeństwo, lecz także dołączyć do UE. Państwowo, politycznie, socjalnie i ekonomicznie nieodwracalnie stać się częścią Zachodu. Kiedy stało się jasne, że taka jest ich motywacja - zresztą całkowicie racjonalna, musieliśmy się zastanowić, jak sobie poradzić z wnioskami o członkostwo w NATO.


