Wyszukaj po identyfikatorze keyboard_arrow_down
Wyszukiwanie po identyfikatorze Zamknij close
ZAMKNIJ close
account_circle Jesteś zalogowany jako:
ZAMKNIJ close
Powiadomienia
keyboard_arrow_up keyboard_arrow_down znajdź
removeA addA insert_drive_fileWEksportuj printDrukuj assignment add Do schowka
comment

Artykuł

Data publikacji: 2023-03-23

Szczęście na własną rękę

Ekonomiści od pół wieku próbują odebrać filozofom chleb, starając się znaleźć źródło szczęścia. Czy naprawdę są nim pieniądze?

Od razu zepsuję wam zabawę: pieniądze raczej szczęścia nie dają. Nawet jeśli tak sugerowałaby najlepsza statystyka ekonomiczna – jak ta, którą 1 marca 2023 r. przedstawili noblista Daniel Kahneman, doktorant psychologii na Uniwersytecie Harvarda Matthew Killingsworth i badaczka z Uniwersytetu Pensylwanii Barbara Mellers. W pracy „Income and emotional well-being: A conflict resolved” wyliczyli oni, że poczucie szczęścia rośnie wraz z dochodem u większości ludzi – poza grupą malkontentów liczącą ok. 20 proc. społeczeństwa.

Osoby twierdzące do tej pory, że pieniądze szczęścia nie dają, nie powinny jednak porzucać tego przekonania. Po pierwsze, nie mamy jeszcze ekonomicznych dowodów na to, że dają. Po drugie, czy ekonomia może to w ogóle zmierzyć?

Filozofia, głupcze

Trudno mi zwykle zgodzić się z krytyką, że ekonomia uprawia jakiegoś rodzaju „imperializm”, wkraczając w dziedziny, w których nie ma wiele sensownego do powiedzenia. Problematyka szczęścia jest wyjątkiem. To kwestia zbyt ważna, by zostawiać ją ekonomistom, ale też socjologom, psychologom czy innym naukowcom, wliczając w to neurobiologów, szukających kamienia filozoficznego w neuronach i hormonach. Chyba że chcemy – a raczej nie chcemy – trywializować pojęcie szczęścia, traktując je jako zwykłe poczucia zadowolenia i przyjemności. Byłoby to pochopne, a także niebezpieczne.

Zainteresowanie tematyką szczęścia od antyku było domeną filozofów i teologów. Ton całej dyskusji nadał Arystoteles, który nie tylko twierdził, że szczęście można osiągnąć za życia, ale też uznawał je za najwyższe dobro i ostateczny cel ludzkiego działania. Dla Stagiryty nie było ono po prostu szeroko rozumianą przyjemnością, lecz eudajmonią, stanem rozkwitu człowieka, wynikającym z dążenia do samodoskonalenia. Nie można być szczęśliwym, nie żyjąc dobrze, czyli nie kultywując cnót. Arystoteles dostrzegał wielką wartość w przyjaźni – jego zdaniem głębokie relacje z drugim człowiekiem to wręcz warunek konieczny eudajmonii. Bez przyjaciół „nikt nie chciałby żyć, chociażby posiadał inne dobra”.

close POTRZEBUJESZ POMOCY?
Konsultanci pracują od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 - 17:00