Służba zamiast smartfona
Brakuje dowodów ukazujących, że poznawcze umiejętności dzieci rosną dzięki inwazji technologii w szkole

ze Stanisławem Burdziejem rozmawia Jan Wróbel

Stanisław Burdziej, profesor socjologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu
Stanisław Burdziej, profesor socjologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu
Do Stanisława Burdzieja, socjologa obywatelsko zaangażowanego, wysłałem list. Cóż mi się dziwić: profesor postuluje wprowadzenie powszechnej służby publicznej młodzieży. „Szanowny Panie, piękne pomysły mają to do siebie, że wprowadzane w życie tracą urok. Wiem, że niepokoi się pan zawłaszczeniem rozwoju młodego pokolenia przez smartfony. Oraz że bada pan wpływ ery ekranu na kondycję młodzieży. Nie jest pan osamotniony w swoich diagnozach, ale żeby od razu proponować służbę jako antidotum?”. Odpisał, porozmawialiśmy.
Poproszę o pierwsze skojarzenie: „młody człowiek”...
Słuchawki w uszach, oczy śledzą ekran. Postawa zgarbiona, siedząca. Raczej w domu. I w domu jest właściwie nienadzorowany, za to jak z niego wychodzi, to zwykle jest pod okiem rodziców, wychowawców, trenerów, nauczycieli i specjalistów. Jonathan Haidt, amerykański psycholog społeczny, w znanej książce „The Anxious Generation” (Niespokojne pokolenie) napisał, że z młodzieżą dzieją się dwie równoległe rzeczy. Po pierwsze, nastąpił koniec swobodnej zabawy. Po drugie, dzieciństwo przeniosło się do urządzeń elektronicznych, zwłaszcza do smartfonów.
Zaczyna się typowo polskie bicie na alarm za pomocą amerykańskich naukowców...





