opinia
Grzeczność supermocarstw
O ile – jak ponoć stwierdził Ludwik XVIII – punktualność jest grzecznością królów, o tyle przestrzeganie prawa międzynarodowego jest grzecznością mocarstw. Donald Trump zamierza zaś w tej sferze robić głośno to, co dotychczas Waszyngton robił po cichu. Trump nawiązał w mowie inauguracyjnej do Williama McKinleya. Nakazał już przywrócenie jego imienia najwyższemu szczytowi Stanów Zjednoczonych. McKinley niczym Trump był fanem wielkiego biznesu i ceł. Prowadził zarazem nieizolacjonistyczną politykę zagraniczną. Anektował Hawaje, przystał, choć z wahaniem, na wojnę z Madrytem, po której USA wzbogaciły się o Filipiny, Guam i Portoryko oraz usunęły Hiszpanów z Kuby. Bez zgody Kongresu oblegał Pekin. Trump ma podobne pomysły. Zapowiedział odebranie Kanału Panamskiego, przemianowanie Zatoki Meksykańskiej na Amerykańską i opuszczenie Światowej Organizacji Zdrowia. Te cele mają różny ciężar gatunkowy, ale nieźle zapowiadają linię nowej administracji. Zmiana nazwy zatoki znaczenia nie ma. Brytyjczycy mówią o Kanale Angielskim, gdzie reszta świata widzi La Manche, i nikt nikomu wojny nie wypowiada.



