Góra się nie zawali, ale się wykrusza
Każde marszczenie wody postrzegamy jako nadchodzące tsunami, ale go nie będzie. Jest za to systematyczna erozja obozu władzy w różnych miejscach
Z Jarosławem Flisem rozmawiają Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak

Jarosław Flis, dr hab. prof. UJ, socjolog polityki
Jarosław Flis, dr hab. prof. UJ, socjolog polityki
Patrząc na wyniki analizy sondaży United Surveys (grafika na s. A10) pokazującej szczegółową strukturę wyborców, jaki mamy pana zdaniem stan gry na rok przed wyborami?
Widać dwa zjawiska. Po pierwsze, PiS osłabło i to bardzo wyraźnie. Cztery lata temu jego sondażowa średnia wynosiła 43 proc., teraz to 38 proc. A to jednak istotna różnica - straciło ponad jedną dziesiątą poparcia. Po drugie, PiS nie ma dziś rezerw. Cztery lata temu Kukiz miał 8 proc. poparcia i to był potencjalny sojusznik lub elektorat do przejęcia. Dziś ostatnia deska ratunku PiS - Konfederacja - oscyluje wokół progu. Nie wiadomo, co będzie dalej, ale jest na trajektorii, którą kilka partii już przećwiczyło - nie tylko Kukiz, lecz także Nowoczesna czy Ruch Palikota. Poza Konfederacją wszyscy mają nieodpartą potrzebę odsunięcia PiS od władzy.
Kilka lat temu 43 proc. dawało PiS władzę. A obecne 38 proc.?
W tym momencie w zasadzie to opozycja wygrywa, choć trochę zależy od tego, jak przeliczać poparcie na mandaty. Jest parę niuansów związanych np. z tym, czy PSL i Konfederacja przekroczą próg wyborczy i ile będzie list. Lecz tu PiS też nie ma pola manewru, może tylko liczyć na błędy przeciwników. W teorii są jeszcze niezdecydowani wyborcy. Z tej analizy widać jednak, kto to jest - w większości to osoby identyfikujące się z centrum, w mniejszym stopniu z lewicą, a w najmniejszym z prawicą.


