Nie chcę wchodzić w czyjeś sprawy osobiste
To, co pani określa jako „fundamentalizm”, jest racjonalną oceną rzeczywistości. Jeszcze kilkanaście lat temu była ona mainstreamowa, a teraz, dzięki naszym staraniom, na nowo wraca do głównego nurtu

Z Jerzym Kwaśniewskim rozmawia Magdalena Rigamonti
Nie ma już Kościoła łagiewnickiego, nie ma toruńskiego, jest Kościół Ordo Iuris.
Nie ma Kościoła Ordo Iuris. Nawet nie jesteśmy organizacją katolicką. Jesteśmy Instytutem na rzecz Kultury Prawnej. Dbamy o jakość prawnego dyskursu w Polsce.
Jesteście organizacją fundamentalistyczną.
Nasz fundamentalizm polega na tym, że zajmujemy się pomaganiem ludziom.
Ilu jest zdrajców w Ordo Iuris?
Nie ma żadnego.
Zdrajców obyczajowych. Takich, którzy zdradzają żonę, męża. Gejów ilu jest? Kryptogejów?
Pani redaktor...
Zaraz okaże się, że pana fundamentalistyczna organizacja fundamentalizm chce wprowadzać tylko w życie innych.
Lubi pani słowo „fundamentalizm”. Mamy ponad 20 pracowników i kilkuset współpracowników. Przy takiej skali będą nas spotykać trudne sytuacje.
Romanse, zdrady - o tym pan mówi?
Mówię o wszystkich wydarzeniach, które mogą uderzać w wiarygodność Instytutu Ordo Iuris. A w takich momentach wiarygodność buduje się na tym, czy umiemy działać naprawczo, czy umiemy na takie wydarzenia reagować.
Tymoteusz Zych był filarem Ordo Iuris, pana zastępcą. Poza tym zajmował jeszcze siedem innych funkcji.
To nie były tylko funkcje w podmiotach powiązanych z nami.
Collegium Intermarium to wasza uczelnia. On był jej rektorem. Pana przyjaciel?
...
Polegał pan na nim, konie z nim kradł?
Razem budowaliśmy instytut. Od 2019 r. był wiceprezesem Ordo Iuris.
I pan nie rozumie chłopaka, tej miłości?
Ja w ogóle nie chcę wchodzić w czyjeś sprawy osobiste.
Rozumie pan, że mógł się zakochać w koleżance z pracy?
Nie jest moją rolą komentowanie takich wydarzeń, a co najwyżej wyciąganie z nich wniosków. Ludzie znajdują się w różnych sytuacjach i sprawdzianem naszej dojrzałości jest to, czy potrafimy pozostać wierni przysięgom, które składaliśmy, i zobowiązaniom, które poczyniliśmy wobec współmałżonka, dzieci. Jeśli chcemy takie postawy promować, to sami od siebie musimy ich wymagać. W niejednej dużej, międzynarodowej kancelarii prawnej obowiązuje „non-dating policy”, a u nas dochodzi jeszcze sprawa etosu.


