bezpieczeństwo
W oblężeniu i na walizkach
Rosjanie otaczają Kijów, ale Ukraińcy stawili znacznie silniejszy opór, niż oczekiwał Kreml. Przejścia graniczne na zachodzie kraju stoją u progu katastrofy humanitarnej
W sobotę wieczorem Kijów obiegła wiadomość, że Rosjanie szykują się do zmasowanego szturmu na miasto. Na Twitterze krążyły pogłoski o nieuchronnym uderzeniu z powietrza w Rynek Besarabski, położony niecałe 2 km od biura prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Wszystkie te doniesienia nie były prawdziwe. Wielu mieszkańców spędziło noc w schronach albo w metrze, które dostosowano dla potrzeb ludzi chroniących się przed ostrzałem. Decydującego uderzenia jednak nie było.
Do poniedziałku nie można poruszać się po Kijowie. Od sobotniego zachodu słońca przez półtorej doby trwa godzina policyjna. Każdy, kto pojawi się na ulicy, może zostać automatycznie uznany za rosyjskiego dywersanta i musi się liczyć z ryzykiem zastrzelenia. Takie komunikaty pojawiają się w mediach. W sobotę, jeszcze przed wojennym lockdownem, możliwe były zakupy w ostatnich czynnych sklepach. Z nielicznych punktów, które były otwarte, znikało jedzenie, woda i wszelkie produkty, które mogą się przydać w długim oblężeniu. Tego wariantu wszyscy się tu spodziewają. Wciąż działa internet, są prąd, woda i ogrzewanie.




