Artykuł
Dureń na tronie
Żaden wróg nie ściągnął tylu nieszczęść na rosyjskie imperium co jeden car, którego przerastała władza
Putin jest najniebezpieczniejszym głupcem na świecie” – pod takim tytułem ukazał się na łamach „The New York Times” komentarz Thomasa Friedmana. Trzykrotny laureat Nagrody Pulitzera wyliczył w tekście kolejne błędy prezydenta Rosji, które ów popełnił, decydując o inwazji na Ukrainę. Ich skutkiem jest nie tylko groźba militarnej klęski, lecz także widmo serii katastrof politycznych, ekonomicznych i demograficznych. Dzierżący absolutną władzę Putin nie planuje szybkiego wyprowadzenia ojczyzny z wojennej pułapki. „Zamierza niszczyć cywilną infrastrukturę innego kraju, dopóki nie będzie w stanie w przekonujący sposób ukryć, że był arcygłupcem” – twierdzi Friedman.
Tymczasem odwieczny problem Rosji polega na tym, że gdy na Kremlu rezyduje głupiec, to ta przypadłość bywa śmiertelna nie tylko dla niego samego, lecz także dla całego imperium. O czym przekonano się za rządów cara Mikołaja II.
Pechowiec
„Mikołaj II otrzymał wyśmienite wykształcenie domowe. Języki klasyczne, fundament edukacji gimnazjalnej, zastąpiono podstawami przyrodoznawstwa, języki niemiecki i francuski uzupełniono angielskim. Ostatnie trzy lata nauki zajęło zapoznanie się ze strategią wojskową i podstawami nauk ekonomicznych oraz prawnych” – pisze w „Historii Imperium Rosyjskiego” Michaił Heller. Śmiało można rzec, że Aleksander III zadbał o edukację syna. Również osoby, które poznały carewicza, potwierdzały jego zdolności intelektualne.
Jednak od wstąpienia na tron młodego władcy otoczenie nabierało pewności, iż ma do czynienia z durniem. Przy czym nie oznaczało to negowania intelektu cara. Ten paradoks wynikał z tego, że Mikołaj II wciąż potrzebował przewodnika. Kogoś, kto byłby niczym jego przedwcześnie zmarły ojciec mówiący mu, co ma myśleć i robić. Gdy Aleksandra III zabrakło, syn stracił życiowy kompas.