Człowiek przetrwa nawet największe kataklizmy
Spory są elementem nauki. Kluczowe jest unikanie dogmatyzmu. Niestety, w ostatnich latach wiele instytucji pozujących na naukowe nabrało przekonania o tym, że mają absolutną rację

z Mattem Ridleyem rozmawia Sebastian Stodolak

Matt Ridley dziennikarz, przedsiębiorca, autor publikacji popularnonaukowych
Matt Ridley dziennikarz, przedsiębiorca, autor publikacji popularnonaukowych
W 2021 r. wydał pan z Aliną Chan książkę „Viral: The Search for the Origin of COVID-19”. Stawiacie w niej tezę, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż wirus SARS-CoV-2 wyciekł z laboratorium. Czy od publikacji książki wiadomo coś więcej?
Nie stało się nic, co definitywnie wyjaśniłoby wydarzenia z Wuhanu z 2019 r. W naszej książce nie stawiamy jednoznacznej tezy. Piszemy jednak, że próba wykluczenia hipotezy o wycieku jest wielkim błędem. I według nas poszlaki bardziej wskazują na wyciek niż na pochodzenie naturalne.
To znaczy?
Dziś wiemy, jak szerokie i intensywne badania nad wirusami prowadzono w słynnym laboratorium w Wuhanie. Wiemy, że wykorzystywano w nich nietoperze. Wiemy też, że celowo utrudniano dostęp do informacji na ten temat.
A może było to po prostu zamieszanie, a nie działanie celowe?
Może. Ale proszę słuchać dalej. Wiemy, że wirus pochodzi od nietoperza z prowincji Junnan albo z północnego Laosu. Pokonał więc 1,8 tys. km do Wuhanu. Tyle że nie jest dziś znany sposób, w jaki do takiej transmisji wirusa doszło drogą naturalną. Do Wuhanu nikt nie wozi zwierząt z tak daleka. Naturalnie one same też tak nie podróżują.
Może transmisja wirusa odbyła się przypadkowo? Może został przeniesiony w zwierzęcych odchodach albo np. przez psa?
Jeśli tak, to po takiej podróży zostałyby ślady biologiczne. A nikt takich nie znalazł.
Twierdzi pan więc, że jeśli ktoś mówi, iż nie ma jednoznacznych dowodów na wyciek, to musi też przyznać, że nie ma jednoznacznych dowodów na naturalne pochodzenie wirusa?

