Stracona okazja
Do 2027 r. będziemy potrzebować 1 mln dodatkowych pracowników. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to już nie będą Ukraińcy. Europa się na nich poznała i zaczyna ich Polsce podbierać

Z Marianem Przeździeckim rozmawia Maciej Miłosz

Marian Przeździecki, ambasador RP w Uzbekistanie w latach 2011–2015, przez trzy lata kierował dużą firmą w Ukrainie pozyskującą personel do pracy w Polsce, obecnie jest doradcą wicemarszałka Senatu Michała Kamińskiego
Marian Przeździecki, ambasador RP w Uzbekistanie w latach 2011–2015, przez trzy lata kierował dużą firmą w Ukrainie pozyskującą personel do pracy w Polsce, obecnie jest doradcą wicemarszałka Senatu Michała Kamińskiego
Dlaczego w ostatnich latach tak mocno wzrosła liczba przybywających do Polski migrantów zarobkowych?
To wynika z potrzeb naszego rynku pracy: potrzebujemy ludzi do prostych zajęć. Ten gwałtowny wzrost zaczął się w latach 2015–2016 i na początku przyjeżdżali głównie Ukraińcy. Otrzymywali wizy pracownicze, ale w 2018 r. przyjęliśmy inny system: obywatel Ukrainy może u nas przebywać na podstawie paszportu biometrycznego i legalnie pracować przez pół roku, potem na taki sam czas musi wyjechać. Skutkowało to jednak tym, że ci ludzie nie mogli snuć żadnych planów – ciągle byli podzieleni, pół roku u nas, pół roku u siebie. Pracę traktowali w kategoriach dorywczych. I to samo działo się po drugiej stronie – pracodawcy nie tworzyli żadnych trwałych rozwiązań. Już wtedy trzeba było myśleć o ściągnięciu ich na stałe – tego nie zrobiliśmy, zresztą jak inne kraje UE. Tylko Czesi oraz Słowacy byli przewidujący i


