Smutni, samotni, nadzorowani
Panuje przekonanie, że do wzrostu zachorowań na depresję wśród dzieci i młodzieży przyczyniają się media społecznościowe. Ale czy to na pewno takie proste?

„Jeśli chcieliśmy stworzyć środowisko do masowej produkcji osób bez poczucia sensu i celu, to nam się udało” – te słowa Janis Whitlock z Uniwersytetu Cornella dobrze opisują złą sławę, jaką cieszą się dziś media społecznościowe. Uważa się, że im dłużej w nich przebywamy, tym większe niebezpieczeństwo, że zaczną nam dokuczać samotność, poczucie wyobcowania i zmęczenie natłokiem bodźców. Że ciągłe porównywanie się z innymi ludźmi, których życie na Instagramie wygląda na bardziej ekscytujące i udane niż nasze własne, prowadzi do frustracji, utraty poczucia własnej wartości i pesymistycznego spojrzenia na przyszłość.
Według tej obiegowej opinii w najgorszej sytuacji są młode pokolenia, stykające się z nowymi technologiami niemal od kołyski. Nasilająca się w ostatnich latach epidemia zaburzeń psychicznych wśród młodzieży jest łączona szczególnie z fatalnym wpływem mediów społecznościowych. To one mają być odpowiedzialne za więcej przypadków depresji, lęku, zaburzeń zachowania, a nawet prób samobójczych wśród dzieci i nastolatków. Diagnoza ta stała się tak powszechnie akceptowana, że niektórzy próbują walczyć z problemem tam, gdzie się narodził. – Popatrz na moje życie, jest zupełnie zwyczajne. Wstaję rano, wykonuję wraz z rodziną obowiązki, zajmuję się zwykłymi sprawami – opowiada na jednym z filmików instagramowy celebryta. Na koniec zauważa, że „zwyczajne życie jest OK”. I zachęca do zadbania o swoje zdrowie psychiczne.


