opinia
Kampania antynawrocka: te efekty się znoszą
Osobiście widziałem przemówienie Karola Nawrockiego na Placu Zamkowym. Widziałem też reakcję otaczających mnie ludzi. I był to, moim zdaniem, najlepszy dowód na to, że po debacie z Mentzenem kampania kandydata PiS bynajmniej nie zabuksowała.
Ataki na Nawrockiego (i te bezpośrednie, i te pośrednie) docierają do celu. Zmniejszają liczbę wyborców niezdecydowanych, czyli tych, o których w wyborczej grze chodzi. Ale zarazem przez swoją brutalność unaoczniają innym, o co idzie ta gra. A idzie o to, czy – jak zdefiniowaliby to zwolennicy Trzaskowskiego – zostanie obroniona liberalna demokracja, czy też – jak uważają jego przeciwnicy – ewentualne zwycięstwo prezydenta Warszawy pociągnie za sobą „domknięcie systemu”. Czyli całkowite już zepchnięcie na – polityczny (i, co ważne, często również życiowy) margines tych, którzy opowiadali się i opowiadają za partią Jarosława Kaczyńskiego i jej postrzeganiem polskiej rzeczywistości.



