bezpieczeństwo
Krótki szczyt NATO w cieniu Trumpa
Rozpoczynający się dziś szczyt NATO w Hadze przynieść ma przełom w wydatkach Sojuszu na obronność. Nad spotkaniem wisi jednak widmo wojny na Bliskim Wschodzie, a także fakt, że nie wszyscy w Europie chcą płacić na obronność proponowane składki

Od napaści Rosji na Ukrainę będzie to pierwszy szczyt NATO, w którym ma wziąć udział prezydent USA, Donald Trump. Jest on znanym orędownikiem zwiększenia wydatków na zbrojenia, a obecny poziom- 2 proc. PKB Trump uznał za niewystarczający już podczas swojej pierwszej kadencji. W 2018 roku groził nawet wycofaniem się USA z Sojuszu, jeśli pozostałe państwa nie zgodzą się na jego zwiększenie. Nie dziwi zatem, iż głównym tematem obrad ma być spełnienie żądań głowy amerykańskiego państwa, a negocjacje w tej sprawie zakończono w minioną niedzielę.
Członkom NATO na dwa dni przed szczytem udało się osiągnąć kompromis. W myśl ustalonego stanowiska, kraje przeznaczać mają na obronność 5 proc. PKB. Nakłady te mają być jednak podzielone na dwie części. Pierwsza, składająca się z 3,5 proc. PKB, to pieniądze wydawane bezpośrednio na zakupy wojskowe, szkolenie krajowych armii i inwestowanie w obronność. W myśl priorytetów, przedstawionych przez sekretarza generalnego NATO, Marka Rutte, duża część tych pieniędzy powinna być wydana na produkcję amunicji oraz rozbudowę obrony przeciwlotniczej. Kolejne 1,5 proc. PKB przeznaczone ma być na finansowanie wydatków, jakie zaliczyć można zarówno do kategorii wojskowych, jak i cywilnych. W ich skład wchodzić ma rozbudowa dróg i mostów oraz inwestowanie w cyberbezpieczeństwo. Przeciwko ogłoszonemu w niedzielę kompromisowi wypowiedział się jednak premier Hiszpanii.




