Artykuł
opinia
Karać też trzeba umieć
Rezolucja, którą podjął w ubiegłym tygodniu Parlament Europejski w sprawie pozbawienia Węgier przewodnictwa w UE w drugiej połowie przyszłego roku, jak każda rezolucja, nie jest wiążąca prawnie. Czy w związku z tym należy, cytując szefową węgierskiego resortu sprawiedliwości, uznać całą sprawę za „absurd”, przekroczenie uprawnień i zamknąć dyskusję wokół prezydencji? Zanim w ślad za Budapesztem nasz obóz rządzący również okrzyknie pomysł europosłów hucpą i absurdem, warto zauważyć, że następna w kolejce do przewodzenia pracom Rady UE, czyli ministrów państw członkowskich, jest Polska. A argumenty, które wytoczyli europosłowie wobec Budapesztu, równie dobrze można odnieść do Warszawy. Zdaniem największych frakcji w PE Węgry – wobec których prowadzona jest m.in. procedura z art. 7 o naruszenie zasad praworządności – nie mają mandatu do tego, żeby kierować pracami Rady, która w największej mierze kształtuje porządek prawny w