Liderzy bulteriery
W tej kampanii nie będzie wielu hamulców. Już nawet nie próbuje się cedować wygłaszania co ostrzejszych sformułowań na pomniejszych polityków

Formalna kampania rozpoczęła się, gdy prezydent rozpisał wybory na 15 października. Jakoś przetrwaliśmy do tego etapu. Przejście od „kampanii nieustającej” do „formalnej” zmienia reguły gry, choć nie rozwiązuje wszystkich problemów.
W trakcie kampanii nie można już zupełnie bezkarnie obsypywać oponentów najgorszymi inwektywami lub kłamać na ich temat, bo ci będą mogli dochodzić swoich racji w sądach w 24-godzinnym trybie wyborczym. To także okres, który potem będzie mogła wziąć pod lupę Państwowa Komisja Wyborcza. Zwłaszcza finansowanie. Wydawać pieniądze na prowadzenie kampanii będą mogły tylko zarejestrowane komitety wyborcze, a PKW będzie potem to rozliczać. Wszystkich też będzie obowiązywać kampanijny limit wydatków – w tym roku nie więcej niż 40 mln zł. Jeśli jednak ktoś zakłada, że PiS odpuści sobie pikniki promujące program „Rodzina 800 plus”, to jest w błędzie. Imprezy będą trwać, tylko jako rządowe eventy finansowane np. przez resort rodziny lub KPRM, a nie przez partię. To samo, jeśli chodzi o szykowaną kampanię referendalną – w praktyce może być bardzo trudno oddzielić, co jest akcją informacyjną (w dodatku referendum ma się odbyć w dniu wyborów), a co akcją promującą PiS i jego kandydatów.


