Dostawianie drugiej nogi
DZIĘKI NOWEMU CŁU CENY IMPORTOWANYCH TOWARÓW ZOSTANĄ DOSTOSOWANE DO WARUNKÓW UE PROPORCJONALNIE DO ICH ŚLADU WĘGLOWEGO. TYLE ŻE DOPIERO W ROKU 2026, A NA DOBRE U PROGU KOLEJNEJ DEKADY
Polityka klimatyczna UE stoi na jednej nodze. System unijnych uprawnień do emisji CO2 (EU ETS) obciąża europejskich wytwórców, nie nakładając przy tym analogicznych obciążeń na importerów. To niedopatrzenie powoduje niemal wyłącznie szkody. Po pierwsze, produkcja europejska jest mniej konkurencyjna względem gospodarek, w których nie wprowadzono podatków węglowych lub nie są one tak surowe. Powstaje zachęta do importowania większej ilości dóbr zamiast wytwarzania ich w Europejskim Obszarze Gospodarczym. Po drugie, brak obciążeń dla importerów zmniejsza skuteczność samej polityki klimatycznej. Przecież przeniesienie emisji w inne miejsca nie zmniejsza globalnego ryzyka klimatycznego, bo Chiny czy Indie znajdują się na tej samej planecie.
Trudno ustać przez dłuższy czas na jednej nodze. Nic więc dziwnego, że europejski system handlu emisjami w ostatnich latach nieco się chwieje. Co prawda jest poddawany fundamentalnej krytyce najczęściej przez środowiska w ogóle lekceważące efekty zmian klimatu, jednak niektóre z ich argumentów są zasadne. Obciążanie własnych producentów przy równoczesnym pomijaniu importu oznacza stopniowe podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Jest też nielogiczne (i nieskuteczne) z punktu widzenia celów klimatycznych.


