Jak zrobić rewolucję w edukacji
NAUCZYCIEL POWINIEN BYĆ NIE TYLE WYKŁADOWCĄ, ILE MULTIDYSCYPLINARNYM MENTOREM ZARABIAJĄCYM NIE MNIEJ NIŻ MENEDŻEROWIE HR. JAK TO OSIĄGNĄĆ? ZACZNIJMY OD PODWYŻEK DLA TYCH, KTÓRZY BĘDĄ GOTOWI SZYBKO DOSTOSOWAĆ SIĘ DO NOWEGO MODELU

Minister edukacji Przemysław Czarnek zaszokował niedawno opinię publiczną wypowiedzią o planach zwolnienia 100 tys. nauczycieli. Co prawda chodziło mu bardziej o umożliwienie części z nich przejścia na wcześniejszą emeryturę, ale w gruncie rzeczy niewiele to zmienia. W skali kraju już dziś brakuje tysięcy nauczycieli – przede wszystkim przedmiotów ścisłych i pedagogów, ale lista wakatów systematycznie się wydłuża. Wystarczy przeglądać bazy ofert pracy, które publikują na swoich portalach wojewódzkie kuratoria oświaty.
„Zamach na polską szkołę” – tak politycy opozycji i komentatorzy zareagowali na słowa ministra Czarnka. Patrząc na jego dorobek, nie mam wielkich złudzeń – to sprawny polityk, który potrafi zagrać w cyniczny sposób, aby osiągnąć swój cel. W tym przypadku celem wydaje się osłabienie możliwości strajku w oświacie, który wisi nad nami ze względu na dramatyczny spadek realnej wartości nauczycielskich pensji. Jednak podwyżek w szkołach na pewno nie będzie (pomijając niepełną waloryzację wynagrodzeń), biorąc pod uwagę, że – jak ogłosił prezes Kaczyński – musimy oszczędzać na wszystkim, poza zbrojeniami i socjalem.
Nieuchronny kataklizm
Paradoksalnie deklaracja ministra Czarnka nie była pozbawiona sensu (nawet jeśli on sam nie zdaje sobie z niego sprawy). Od kilku lat przekonuję, że edukację publiczną w Polsce czeka tsunami. Tysiące wakatów to dopiero pierwsze oznaki zbliżającego się kataklizmu. Średnia wieku pracowników oświaty powoli dobija do pięćdziesiątki, co oznacza, że spora część z nich wkracza w ostatnią dekadę pracy zawodowej, szczególnie że zdecydowana większość kadry to kobiety. Wysłanie 100 tys. nauczycieli na wcześniejsze emerytury tylko przyspieszyłoby zapaść.


