Work-life balast
Wakacje kosztują, ale przekonujemy sami siebie, że urlop jest nam potrzebny i się nam należy. Eksperci dowodzą, że powinniśmy znajdować czas na wakacje. Kurczowo się tego łapiemy i czasem się nawet zadłużamy, żeby wyjechać

z Tomaszem Sobierajskim rozmawia Paulina Nowosielska

Tomasz Sobierajski, profesor socjologii, metodolog, wakcynolog społeczny, badacz socjomedyczny, trener komunikacji interpersonalnej i medycznej, socjourbanista, ewaluator, maratończyk, wykładowca akademicki, kierownik Ośrodka Badań Socjomedycznych na UW
Tomasz Sobierajski, profesor socjologii, metodolog, wakcynolog społeczny, badacz socjomedyczny, trener komunikacji interpersonalnej i medycznej, socjourbanista, ewaluator, maratończyk, wykładowca akademicki, kierownik Ośrodka Badań Socjomedycznych na UW
W tygodniu przed urlopem bywamy tak zawaleni pracą, że gdy on w końcu nadchodzi, nie potrafimy wyhamować. Czy my w ogóle potrafimy odpoczywać?
Dobrze, że zaczynamy tę rozmowę od pracy, a nie od wypoczynku. Bo odpoczynek jest po czymś, od czegoś. Często od pracy, która serwuje nam potężną dawkę stresu. Co więcej, by wypracować sobie czas na wypoczynek i na niego zarobić, musimy wykonać nadmiarowe obowiązki przed urlopem i po nim. To powoduje, że długo wyhamowujemy na wakacjach, a gdy zmierzają ku końcowi, to w głowie kłębią nam się już myśli o tym, co zastaniemy na biurku po powrocie. Upiorna myśl o tym, co nas czeka, nie daje nam spokoju. Ten problem nie był szczególnie odczuwalny jeszcze 30 lat temu, kiedy większość z nas wykonywała dość proste kwalifikacyjnie, zadaniowe prace. Chodziliśmy do zakładów, w których wykonywaliśmy określone zadania od–do. Gdy wyjeżdżaliśmy na urlop, wiedzieliśmy, że po powrocie trzeba będzie naoliwić maszynę, ewentualnie ktoś zda nam relację, co zrobił w czasie naszej nieobecności. I wracaliśmy na stare tory. Na umownej taśmie ktoś nas zastępował. Nie było zazwyczaj konieczności, by nadrobić zaległości. Ale od kiedy charakter pracy zmienił się radykalnie, a większość z nas zajmuje się – jak to ładnie określił publicysta Charles Leadbeater – produkcją powietrza, sytuacja jest zgoła inna.


