Krajobraz po buncie
Kremlowski reżim ma po nieudanym buncie Jewgienija Prigożyna spore problemy, które w ostatecznym rozrachunku mogą zdecydować o jego losach

Różne świat widział pucze wojskowe – niektóre dramatyczne, inne operetkowe – ale trzeba przyznać, że ten niedawny był jednym z dziwniejszych. Niemal żaden z głównych aktorów nie zachował się w krytycznych momentach tak, jak można było chwilę wcześniej przewidywać. Zaskakujące zwroty akcji, a potem pauza, w której ramach owi aktorzy, zamiast dyskontować uzyskaną przewagę, nagle milkli lub znikali ze sceny. Prowokuje to przypuszczenia, że nawet ci najważniejsi od pewnego momentu nie pisali swoich ról sami, ale musieli prosić kogoś o kolejną kartkę scenariusza, której treść dopiero w popłochu powstawała na zapleczu sceny. Cóż, w wielu znanych puczach dochodziło do improwizacji, ale w bodaj żadnym nie było potrzeby aż tak długich przerw. Rekord pobił sam Putin – po buńczucznym występie w sobotę rano zamilkł na ponad dwie doby – dopiero w poniedziałek około południa na kremlowskiej stronie internetowej opublikowano jego oświadczenie. Złożył w nim… gratulacje uczestnikom forum przemysłowego. Dopiero po kolejnych kilku godzinach pojawiło się następne nagranie, zapowiadane zresztą jako arcyważne i przełomowe dla Rosji. Nie znalazło się w nim nic istotnego, była tylko dość nieudolna próba odzyskania twarzy.
I wreszcie ten zbrojny przecież bunt wybuchł nie w jakiejś republice bananowej, tylko w mocarstwie atomowym, kraju, który jest członkiem stałym Rady Bezpieczeństwa ONZ i aspiruje do współrządzenia światem. W


