Nie szkodzi. Tak było i tak ma być
Klaskałem i ocierałem łzy, tak było. Wychodząc z musicalu „1989” człowiek nie wie, czy najpierw ochłonąć z zachwytu, czy najpierw uspokoić serce. Dynamika spektaklu ukazującego, czym jest sztuka – przetworzeniem rzeczywistości pokazującym więcej prawdy niż opowieści świadków i historyczne źródła – wbija w fotel. Podobnie, jak w każdym calu przemyślane przesłanie – to był Ten Czas, w którym ktoś wypracowywał dla pokoleń wzór godnego zachowania, a ktoś – wzór zachowania podłego. Uczciwie mówiąc, drugi wzór cieszy się niesłabnącą popularnością. Tyle że dzieciom i wnukom fajniej jest opowiadać o udziale w Solidarności niż w ruchu studenckim wspierającym Kiszczaka i stan wojenny lub w partii opowiadającej się za niewzruszoną przyjaźnią z ZSRR. Jak śpiewał Jan Krzysztof Kelus: „Odważnym wszystkim pokłon niski, pogarda dla kanalii”... A najlepsze w „1989” jest porwanie się przez zespół z motyką na słońce, czyli próba przekonania nas, że jest możliwy polski „pozytywny mit”. I


