Nie walczmy z robotami
W science fiction popularne są dwa archetypy maszyn. Pierwszy to dość sympatyczny i pomocny robocik, który co chwilę raczy rozmówców zabawnymi kwestiami i rozczula nieporadnymi ruchami. Drugi to złowroga i nieuchwytna sztuczna inteligencja, która w końcu dochodzi do wniosku, że jest na tyle potężna, by móc zapanować nad człowiekiem – lub przynajmniej wyrwać się ze stanu podległości.
W debacie na temat robotyzacji skrajne opinie rozkładają się całkiem podobnie. Proces ten bywa przedstawiany jako najkrótsza droga do upragnionej przyszłości rodem z futurystycznych koncepcji ekonomisty Johna Maynarda Keynesa, który prognozował, że w XXI w. dzięki maszynom będziemy pracować przez 15 godzin tygodniowo. Z kolei sceptycy są przekonani, że ekspansja robotów doprowadzi do masowego bezrobocia i zakuje nas w kajdany algorytmów. Maszyny nie tylko nas zatem zniewolą, lecz także skasują część naszych zarobków. Na razie żadna z tych przepowiedni się nie sprawdziła. Chociaż czas pracy w krajach rozwiniętych spada, to dzieje się to bardzo wolno. Postępująca robotyzacja wciąż nie jest przyczyną lawiny zwolnień.


