Rosja jedzie na rezerwie
Najnowsze sankcje wprowadzone przez UE mogą być dla słabnącej rosyjskiej gospodarki szczególnie dotkliwe. Pod warunkiem, że przyłączą się do nich USA

W 18. już pakiecie sankcji, zatwierdzonym przez Radę Unii Europejskiej w drugiej połowie lipca, jednym z najważniejszych elementów jest limit ceny, po której Rosja może sprzedawać ropę naftową. Został on obniżony z 60 dol. do 47,6 dol. za baryłkę i będzie obowiązywał od 3 września. Jednocześnie Unia zaproponowała nowy sposób ustalania limitu: będzie płynny i wyznaczany na poziomie o 15 proc. niższym niż cena rynkowa rosyjskiej ropy. Firmy spedycyjne, transportowe i ubezpieczeniowe, biorące udział w obrocie rosyjską ropą po cenie wyższej od ustalonego limitu narażają się na sankcje ze strony Wspólnoty.
Obniżenie limitu było konieczne, żeby narzędzie, którego celem jest ograniczenie przychodów Rosji ze sprzedaży surowców energetycznych, znów działało. W tym roku ropa naftowa jest relatywnie tania. Poza krótkotrwałym wzrostem w czerwcu, gdy Izrael zbombardował Iran, cena baryłki gatunku Brent nie przekracza 70 dol., co przekłada się na notowania rosyjskiej ropy Urals na poziomie poniżej 60 dol. Przy takich warunkach rynkowych tankowce, także te należące do unijnych armatorów, mogą zgodnie z prawem transportować rosyjską ropę. Obecnie 70–75 proc. eksportu surowca Kreml realizuje drogą morską.

