Artykuł
Jak, pomagając większości, nie stracić mniejszości
Dyskusja, czy stworzenie jednej listy pomoże, czy zaszkodzi opozycji, nie ma sensu. Jeśli ktoś twierdzi, że wie na pewno, bo tak mówi wynik jednego czy drugiego badania, to po prostu się myli
Mam dwóch synów trenujących piłkę nożną. W grupie młodszego – sześciolatka – wszyscy na boisku biegają za piłką jak stadko kurczaków, którym ktoś rzucił ziarno. U starszego – dziewięciolatka – już rozumieją, jak ważne jest być nie tylko tam, gdzie akurat znajduje się piłka, lecz także tam, gdzie zaraz może ona trafić. Dlaczego o tym piszę? Kiedy czytam komentarze polityczne, mam wrażenie, że ich autorzy zbyt często zachowują się jak ta młodsza grupa – skupieni na tym, co się właśnie stało, a nie na tym, co się może stać wkrótce.
Okazją do tej refleksji jest oczywiście wielka dyskusja nad kilkoma sondażami, jaka przetoczyła się ostatnio przez media. „Coraz bliżej trzeciej kadencji PiS”, „Trudna kampania PO, nastroje siadły”, „Niecały milion głosów może zadecydować o wyniku wyborów. Przewagę ma tu PiS”, „Partia Kaczyńskiego wygrałaby wybory. Najgorszy wynik KO od roku” – to tylko kilka tytułów wybranych gazet i portali niezależnych od obecnej władzy. Na tym tle wyróżnia się tekst redaktora naczelnego „Polityki” Jerzego Baczyńskiego pt. „Trochę optymizmu”.