Zamachowcy są wśród nas
Nie chodzi o to, by siać panikę. To właśnie na niej najbardziej zależy terrorystom. Przeciwnie, wymogiem naszych czasów jest aplikowanie społeczeństwu szczepionki przeciwko zagrożeniu. Jej składniki to świadomość, że coś może się zdarzyć, oraz wiedza, jak należy się zachować, gdyby faktycznie się zdarzyło

Tuż przed wizytą prezydenta USA Joego Bidena w Irlandii Północnej tamtejsza policja poinformowała o znalezieniu na cmentarzu opodal Londonderry czterech prymitywnych bomb rurowych. Bardzo podobnych do tych, jakimi niegdyś chętnie posługiwali się terroryści z IRA. To przypomniało, że porozumienie wielkopiątkowe, które ćwierć wieku temu zakończyło najostrzejszą fazę konfliktu pomiędzy katolickimi separatystami a protestanckimi lojalistami, wcale niekoniecznie musi obowiązywać już zawsze. Zresztą już w marcu, na wniosek głównej brytyjskiej agencji kontrwywiadowczej MI-5, podniesiono w Irlandii Północnej poziom zagrożenia tzw. terroryzmem krajowym do „poważnego”.
Procedury bezpieczeństwa skokowo zaostrzyła też Japonia – w tym przypadku to efekt nieudanego zamachu na premiera Fumio Kishidę. Podczas odwiedzin w porcie rybackim na zachodzie kraju został on zaatakowany przez młodego człowieka wyposażonego w bombę dymną, ładunek wybuchowy oraz nóż. Obeszło się bez ofiar śmiertelnych, jeden z policjantów został tylko lekko ranny, sprawcę zaś obezwładniono i zatrzymano. Wciąż nie ma jednak pewności, czy był to akt szaleństwa, indywidualny protest polityczny czy może starannie zakamuflowany test sprawności służb bezpieczeństwa przed planowanymi spotkaniami czołowych polityków grupy G7 albo efekt celowego podgrzania emocji w mediach społecznościowych. Tak czy owak, do Kraju Kwitnącej Wiśni powróciły upiory, zwłaszcza że w lipcu zeszłego roku zamachowiec zabił byłego premiera Shinzō Abe.


