Rozdarci druzowie
Ponowna okupacja Strefy Gazy, nawet jeśli rzeczywiście do niej dojdzie, nie musi zakończyć kampanii wojennej Izraela w regionie
Fronty walki w As-Suwejdzie są otwarte, trwa oblężenie prowadzone przez rządowe siły bezpieczeństwa i sprzymierzone z nimi plemiona – mówił Tarik al-Szufi, dowódca Wojskowej Rady As-Suwejdy, w rozmowie z lokalną agencją informacyjną Hawar.
W ciągu ponad miesiąca, który minął od wybuchu starć w południowo-zachodniej Syrii, zginęło – według agencji Hawar – 1568 osób. Rzecznik Sekretarza Generalnego ONZ podał, że liczba osób, które zostały wskutek walk zmuszone do opuszczenia domów i wiosek, sięgnęła już 190 tys. W olbrzymiej większości to ludzie, którzy nie mogą liczyć na żadną pomoc.
Starcia między rządowymi oddziałami a milicjami druzów rozpoczęły się na przełomie kwietnia i maja, aż z pełną siłą wybuchły 12 lipca, lecz już 19 lipca – dzięki naciskom Waszyngtonu – zawarto zawieszenie broni. Ale ten rozejm wydaje się być pozorny, bo lokalne serwisy informacyjne są pełne raportów o incydentach. Z kolei organizacje humanitarne działające w regionie donoszą o odnajdywaniu pogrzebanych ciał – być może w skali wszystkich okrucieństw, jakich Syria doświadczyła w ostatnich latach, nie można mówić o masowych grobach, ale też nie sposób udawać, że w regionie panuje rozejm.
Al-Szufi twierdzi, że w całej prowincji zaatakowano już „dziesiątki” wiosek. Wojskowa Rada As-Suwejdy chciałaby, by międzynarodowi śledczy zajęli się tropieniem sprawców zbrodni, a światowe mocarstwa wywarły na rząd w Damaszku presję, zmierzającą do osiągnięcia realnego porozumienia. – Rada jest gotowa koordynować swoje działania z siłami takiej koalicji i z przyjaznymi krajami – oświadczył. Nie wyjaśniał, o jakie kraje mu chodzi, ale też jedynym, który do tej pory zaangażował się w walki na południu Syrii, jest Izrael.

