Gdzie nie poskrobiesz, tam niedasizm
Wielu polityków i wyższych oficerów jest bardziej zainteresowanych wygodnym życiem niż wprowadzaniem reform

Z Michałem Dworczykiem rozmawia Marcin Fijołek
Przed nami kolejny sierpniowy weekend z defiladą i przemówieniami polityków. Chciałem porozmawiać o wojsku.
A ma być miło czy szczerze?
To nie może iść w parze?
Nie. W 1939 r. Polacy też słyszeli, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi. Wiemy, jak się skończyło.
Widział pan system od wewnątrz jako wiceminister obrony narodowej. Jest aż tak źle?
Niestety. Główny powód jest prosty, ale ponury: większość polityków i generałów nie wierzy, że realnie grozi nam wojna. Po wybuchu wojny w Ukrainie trochę rzeczy zmieniło się na lepsze, lecz nadal nie myślimy o swojej obronności w sposób prawdziwie podmiotowy, pamiętając, że suwerenne państwo powinno się bronić przy wsparciu sojuszników, a nie poprzez nich. To wielki kłopot zarówno dla wojskowych, jak i rządzących czy opozycji: powiedzenie, jak wygląda prawda, oznaczałoby przyznanie, że przez lata zmarnowano sporo czasu, pieniędzy i ludzi. Oni w to zagrożenie po prostu nie wierzą. Albo wolą nie wierzyć.
Jak to? Od 2022 r. wiele razy słyszałem ostrzeżenia o zagrożeniu. Nie ma dnia, bym nie czytał o nich w raportach analityków. Premier powoływał się niedawno na jeden z nich, wskazując, że w 2027 r. musimy być gotowi.
Słowa, słowa, słowa. Gdyby było inaczej, znalibyśmy odpowiedź na pytanie, w jaki sposób w naszej armii systemowo wdrażane są doświadczenia wojskowe z Ukrainy. Wie pan, jak wyglądają szkolenia naszych żołnierzy z tego, jak gwałtownie zmienia się pole walki? Prowadzą je głównie organizacje pozarządowe, takie jak Fundacja Żelazny, a Damian Duda – medyk ochotnik – relacjonuje to, co się dzieje na medycznym polu walki. Polski przemysł obronny musi samodzielnie sobie radzić z pozyskiwaniem cennych doświadczeń z frontu. MON zdążył wydzielić budynki i oficerów pod centrum wymiany doświadczeń NATO-Ukraina w Bydgoszczy, ale to instytucja sojusznicza, która nie jest ściśle skupiona na Polsce i naszych potrzebach. Na podstawie raportów z Ukrainy nie dokonaliśmy nawet większych zmian w funkcjonowaniu sprzętu, jaki tam wysłaliśmy. Front bezlitośnie obnażył to, czego nie mógł nam powiedzieć żaden poligon, na którym sprzętu używa się najczęściej w sposób sterylny, np. strzelając kilkoma pociskami w długich odstępach czasu. Na prawdziwym polu walki dynamika jest nieporównywalnie większa.

