Ułani Komendanta
Byli w różnym wieku, mieli różne plany na życie, ale cel jeden – niepodległość. Do jej odzyskania potrzebowali jednak wodza

Lato 1939 r. było niczym spod pióra Henryka Sienkiewicza – rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Prasa kipiała od informacji o zbrojeniach, wypowiedziach polityków, toczących się rozmowach, a także od analiz tego, czy i kiedy zacznie się wojna. Jedni przekonywali, że konflikt jest nieunikniony, inni tłumaczyli, że Adolf Hitler nie odważy się na taki ruch. W tym zalewie prób przewidzenia przyszłości znaleziono miejsce na wspomnienie poprzedniej wojny światowej. W sierpniu mijało bowiem ćwierć wieku od momentu, kiedy mocarstwa postanowiły zburzyć, zdawało się, wieczny porządek.
Wybuch konfliktu w sierpniu 1914 r. na ziemiach polskich wiązano z wymarszem Pierwszej Kompanii Kadrowej, popularnej Kadrówki, z krakowskich Oleandrów w stronę granic dawnego Królestwa Polskiego. Bo choć Legiony Polskie realnie nie odegrały poważnej roli, stanowiły – i dalej stanowią – symbol walki i poświęcenia. A w tamtym czasie, gdy groza kolejnej wojny wisiała nad krajem, to właśnie było potrzebne.
Rozumiał to gen. Janusz Głuchowski, wiceminister spraw wojskowych. W środę, 2 sierpnia 1939 r., podczas uroczystości na pl. Marszałka Piłsudskiego w Warszawie, zwrócił się do marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, stwierdzając, że choć weterani Kadrówki są o 25 lat starsi, „stoją w kolumnie bojowej do [wydanych przez niego] rozkazów”, tak jak byli gotowi na komendy Józefa Piłsudskiego. „W dniu tym 25 lat temu rozpoczął swe istnienie pułk ułanów Beliny. Życie otworzyło pierwszą kartę jego historii. Powstaliśmy na rozkaz Komendanta i w myśl Jego wskazań i rozkazów szliśmy z zapałem i fantazją przez wszystkie dole i niedole 1-ej Brygady. Szliśmy stepem lub kłusem, galopem i karierem, a zawsze z twardym postanowieniem wykonania święcie rozkazu Komendanta” – mówił.


