Łatanie płacowego durszlaka
Zlecenie, fakturka czy etacik? Ale to ostatnie oznacza mniej na rękę – któż z nas tego nie słyszał, gdy szukał zatrudnienia? Ta propozycja idealnie obrazuje chorobę naszego systemu opodatkowywania pracy. Dobrze się zatem stało, że prezydent Andrzej Duda zawetował kolejną – niesprawiedliwą i niczego nierozwiązującą – łątkę tego systemu.
Chciałbym, by jego sprzeciw skłonił do refleksji nad naprawą całości systemu, byśmy przestali w końcu uparcie chaotycznie go łatać.
Ile na rękę
Na początek rozprawmy się z trudnym pojęciem (nieintuicyjnie związanym z opodatkowywaniem pracy), jakim jest arbitraż.
W Polsce funkcjonują trzy główne porządki zarabiania i tym samym pobierania danin publicznych z tytułu pracy. Inaczej opodatkowane i oskładkowane są umowy cywilno-prawne (np. umowy zlecenia czy o dzieło), inaczej prowadzenie działalności gospodarczej (w tym tekście zajmuję się tylko działalnością pozarolniczą), a jeszcze inaczej zatrudnienie na etacie. I, co do zasady, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Te formy aktywności różnią się między sobą i można dopuścić, by były opodatkowane i oskładkowane w odmienny sposób. Problem polega na tym, że u nas różnice w obciążeniach są: po pierwsze – ogromne, po drugie – często niesprawiedliwe (bogaci płacą mniej), a po trzecie – powodują kombinowanie i fikcyjne, na granicy prawa, poszukiwanie form zatrudnienia, które oznaczają niższe daniny. W efekcie traci budżet, a część osób staje się pasażerami na gapę we wspólnotowym pociągu.

