Turkmeński wódz niedokończony
Do wielkich przemian przez półtora roku nie doszło. Ale Serdar, w odróżnieniu od ojca, korzysta z internetu, czyta także mój portal

z Ruslanem Mýatiýewem rozmawia Michał Potocki

Ruslan Mýatiýew turkmeński dziennikarz, założyciel i redaktor naczelny niezależnego portalu Turkmen.news, mieszka w Holandii
Ruslan Mýatiýew turkmeński dziennikarz, założyciel i redaktor naczelny niezależnego portalu Turkmen.news, mieszka w Holandii
Półtora roku temu Turkmenistan, jedna z najbardziej zamordystycznych dyktatur świata, zyskał trzeciego prezydenta. Został nim Serdar Berdimuhamedow, syn poprzedniego lidera. Część komentatorów z miejsca uznała, że skoro junior uczył się w Genewie, to będzie bardziej liberalny. O Kim Dzong Unie też tak mówiono…
Serdar po turkmeńsku znaczy „wódz”, ale według kompetentnych ludzi on jeszcze nie jest w pełni wodzem. Pozostaje zależny od ojca, Gurbangulego Berdimuhamedowa. Ojciec obiecał ustąpić miejsca młodszym, ale nigdzie nie zniknął. Można to poznać po podziale czasu antenowego w telewizji państwowej. Fifty-fifty.
Zaczynają wiadomości od ojca czy syna?
Różnie. Czasem od ojca, czasem syn w ogóle się w nich nie pojawia. Tak czy inaczej ojciec pozostaje aktywny, pilnuje wielkich budów, może odwiedzić jakiś urząd, udzielić cennych uwag. Wielkie przemiany przez te półtora roku się nie odbyły. Ale Serdar, w odróżnieniu od ojca, korzysta z internetu, czyta także mój portal. Odkąd stał się prezydentem, na jakieś 70 proc. naszych publikacji jest reakcja. To nie dotyczy wielkich spraw, np. likwidacji pracy przymusowej, która jest wykorzystywana przy zbiorze bawełny. To się dzieje teraz. Bawełna właśnie dojrzała i dziesiątki tysięcy obywateli pracujących w budżetówce pod karą zwolnienia z pracy muszą uczestniczyć w zbiorach.
W sąsiednim Uzbekistanie także się stosuje ten proceder. A ci, których na to stać, kupują usługi biedniejszych, którzy jadą na pola za nich.
Tak, ten mechanizm u nas też jest obecny: można nająć bezrobotnego za dniówkę. W każdym razie takimi problemami jak praca przymusowa władze nie zajmują się po naszych publikacjach. Ale kiedy chodzi o drobniejsze rzeczy, jak niedostatek żywności w jakimś regionie, dostajemy informacje, że władze zareagowały. Urzędnicy przyszli, sprawdzili, coś tam obiecali. Więc mamy pewną ostrożną nadzieję, że kraj pomału będzie się zmieniał.


