Przecisnąć się przez przesmyk
Ogromna fala migrantów próbuje dostać się do USA, pokonując bagna Darién

Pod koniec września prezydent Kostaryki Rodrigo Chaves ogłosił w kraju stan wyjątkowy, tłumacząc, że tylko tak drastycznymi środkami rząd będzie sobie w stanie poradzić z bezprecedensową rzeszą migrantów, która sunie od południa w kierunku USA przez 160-kilometrowy przesmyk Darién. To górzysty, niemal bezludny, usłany gęstymi tropikalnymi lasami i rozległymi bagnami teren, który łączy ze sobą dwa amerykańskie kontynenty.
Jeszcze całkiem niedawno uważano, że przyroda stwarza tam dla człowieka tyle niebezpieczeństw, że forsowanie tego terenu na piechotę jest straceńczą misją. Zmieniło się to, gdy grupy przestępcze – na czele z Clan del Golfo, największym kartelem narkotykowym w Kolumbii – uznały, że Darién stwarza dla nich nowe, atrakcyjne możliwości. Wystarczyło im kilka lat, żeby z przemytu ludzi przez ten przesmyk uczynić kwitnący, lukratywny biznes angażujący lokalne społeczności na dwóch kontynentach. W efekcie całą migracyjną trasę do USA o długości aż 5 tys. km, której pokonanie dawniej oznaczało wielomiesięczną odyseję, dziś można pokonać w niewiele ponad dwa tygodnie.
Na przybyszów, którzy dotrą pod kolumbijską granicę, czekają liczni sprzedawcy, oferujący ekwipunek potrzebny do dalszej podróży: namioty, plandeki, plecaki, pontony, zapasy żywności. Ci zasobniejsi mogą wynająć przewodników, którzy pokierują ich w stronę Kostaryki przez gąszcz kolorowych oznaczeń, a nawet tragarzy. Obowiązkowa jest za to opłata za możliwość przejścia przez Darién,


