Artykuł
Poczucie zmarnowanej szansy
Opuszczony plac budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu. 10 maja 2005 r.
Po fiasku budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu utraciliśmy przede wszystkim dobrze wykształcone kadry
Z Piotrem Wróblewskim rozmawia Estera Flieger
Czego potrzeba, żeby zbudować elektrownię atomową?
Przede wszystkim ludzi, ale poza tym trzeba stworzyć cały system – zaczynając od dostaw podzespołów, przez wykształcenie kadr, na budowie sieci przesyłowych kończąc. Największym i zarazem najbardziej fascynującym odkryciem było dla mnie to, że plan budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu był właściwie doskonały: kadra miała doświadczenie, a wokół powstało miasto z drogami, osiedlem, ze stołówką, a nawet z kinem.
Skąd w PRL doświadczona kadra fizyków jądrowych?
W połowie lat 50. fizyka jądrowa nie była już tożsama wyłącznie z konstruowaniem bomby atomowej. Prezydent USA Dwight Eisenhower mówił o atomie dla pokoju. Naukowcy wcześniej zaangażowani w projekty wojskowe, teraz pracowali w cywilu, wymieniając się poglądami na forum międzynarodowym. Na przykład do takiego spotkania doszło w Genewie w 1955 r., a udział w nim wzięli również badacze z Polski, w tym prof. Andrzej Sołtan, który tworzył wtedy Instytut Badań Jądrowych w Świerku. I już wtedy miał pomysł na to, by zbudować w Polsce pierwszą elektrownię atomową – pod Warszawą, nad Zalewem Zegrzyńskim. Docelowo zakładał zresztą, że powinno ich być kilka. Było jasne, że energetyka jądrowa jest ważną i przyszłościową dziedziną nauki, inwestowano więc w kadry, które były dobrze przygotowane i, co ciekawe, w okresie głębokiego komunizmu jeździły po świecie. Profesor Andrzej Strupczewski – do dziś aktywny zawodowo fizyk jądrowy, choć ma już ponad 80 lat – spędził rok w Stanach Zjednoczonych, następnie odwiedził Francję i poznał tajniki działania zachodnich elektrowni jądrowych.