Artykuł
komentarz
Kiedy prawo nie wystarcza, jest jeszcze wstyd
Trwający od grudnia zeszłego roku konflikt w Trybunale Konstytucyjnym – dotyczący daty zakończenia kadencji Julii Przyłębskiej na stanowisku prezesa TK – zawładnął publiczną wyobraźnią. Politycy opozycji załamują ręce, bo przez niego do Polski nie płyną miliardy złotych z Krajowego Planu Odbudowy. Ci z obozu rządzącego zapewne patrzą na całą sytuację z lekkim niedowierzaniem, a być może i skrywanym poczuciem klęski. Prawnicy kręcą głowami z dezaprobatą i z nostalgią wspominają czasy, gdy w gmachu przy alei Szucha debatowano nie nad tym, czy ktoś jest prezesem, czy nie, lecz nad naprawdę istotnymi zagadnieniami prawnymi ważnymi z punktu widzenia państwa i obywateli. Każda sytuacja – jak medal – ma jednak dwie strony. I jeśli spojrzeć na to, co wyrabia się teraz w sądzie konstytucyjnym, z punktu widzenia prawa obywateli do pozyskiwania informacji o działaniach władz publicznych, to może to i dobrze, że sędziowie TK są bardziej zajęci sami sobą niż rozstrzyganiem zawisłych w trybunale spraw.
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right