Muzyka dla niedowierzających
Czy w zalewie amerykańskich „christmasów” polskie piosenki świąteczne mają szansę się przebić?

Wchodzę do galerii handlowej na ostatnie zakupy przed Wigilią. Pod ogromnymi ozdobami, jakby wyjętymi z reklamy Coca-Coli, przewija się tłum spóźnialskich. Z głośników sączy się „It’s Beginning to Look a Lot Like Christmas” (albo łudząco podobny do kompozycji Mereditha Wilsona utwór na licencji), w tle słychać śmiechy dzieci i szelest toreb. Spokojna melodia jest jak ironiczny soundtrack do świątecznego chaosu. W samochodzie bezwiednie kiwam się do „Last Christmas”. I jak zwykle przypominam sobie, że to nie jest świąteczna piosenka. W domu, przy choince, rozbrzmiewa całkiem inna muzyka. Słowa i melodie kolęd, które znamy od dziecka, przepełniają spokój i powaga.
Te dwie świąteczne ścieżki dźwiękowe – jedna pulsująca zachodnim popem, druga pełna patosu – współistnieją od dekad. Czy się uzupełniają? A może coś tracimy, gdy w grudniu ciągle krąży nam w głowach refren „All I Want for Christmas Is You”? Nie twierdzę, że Mariah Carey przybywa każdego roku jak Grinch, by odebrać nam polskie święta. To raczej pytanie o balans: czy budując uniwersalną bożonarodzeniową atmosferę za pomocą takich utworów jak „Rockin’ Around the Christmas Tree”, nie zatracamy tego, co specyficzne dla naszych świąt? Czy w czasach, gdy piosence trudno jest zapewnić życie dłuższe niż rok, da się odnaleźć świąteczną „muzykę środka”, która obroni się masowo?

