No, wcielam się, wcielam
Nie piszę, żeby dorównać najlepszym, żeby, może, ktoś tam po latach gładził pieszczotliwie grzbiet książki Horubały klasyka
Do pisarza, krytyka literackiego i filmowego Andrzeja Horubały wystosowałem taki oto liścik: „Wygląda na to, że może do Ciebie przylgnąć nieszczęsne raczej miano: «pisarz chrześcijański». Tak, wiem, w twojej prozie naród jest nawet porządny, tylko ludzie... (kto zna powiedzonko Marszałka Piłsudskiego, bez trudu tę myśl dokończy). Generalnie językiem piszesz niekościelnym. Czasem nawet Monty Pythonem trąci i nie tak znowu cenioną w duszpasterstwie podśmiechują z wierzących. Niemniej, jak sobie twoje powieści poczytać, można by dojść do wniosku, że Bóg czeka na człowieka, a to chyba, w XXI wieku, wystarcza, by dokonać wartościowania, od którego zacząłem. Ratuj się, kto może! Zatem Wesołych Świąt, ale najpierw porozmawiajmy”. Porozmawialiśmy
Z Andrzejem Horubałą rozmawia Jan Wróbel
Pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy, jest takie... miałkie. Może je potem zmienię, by w druku wybrzmiało finezyjnie.

Andrzej Horubała, pisarz, krytyk literacki, reżyser i scenarzysta telewizyjny, producent filmowy
Andrzej Horubała, pisarz, krytyk literacki, reżyser i scenarzysta telewizyjny, producent filmowy
To i ja zmienię odpowiedź.
Bo przecież wywiad to dzieło sztuki. A bez retuszu pytanie brzmi tak: naczytałeś się polskiej literatury, naczytałeś...
Odkąd zacząłem studia polonistyczne, byłem przez dekady maszyną do czytania.
I czy było warto? Z tej lektury tysięcy powieści i opowiadań wynikł jakiś uzysk humanistyczny dla jakości pióra, dla sposobu widzenia świata, dla rozumienia bliźnich? Wystarczyłoby przeczytać kilka książek, a dobrych. „Wojna i pokój”. Iwaszkiewicz. Jeszcze ktoś tam i z głowy.

