Rządy jednej szansy
W każdym zakątku globu wyborcy opowiedzieli się w tym roku przeciwko partiom rządzącym. I nie jest to tylko efekt wywołanego przez pandemię kryzysu

Ponad połowa ludzi na świecie żyje w państwach, w których w 2024 r. odbyły się wybory. Był to rok pod tym względem rekordowy: głosowania odbyły się w ponad 70 krajach, w tym w największych demokracjach, takich jak Indie czy Stany Zjednoczone.
W pierwszej z nich aż 642 mln osób poszło, do urn, a wybory trwały od połowy kwietnia do początku czerwca. 15 mln urzędników musiało przemierzyć Indie wzdłuż i wszerz – pieszo, konno, helikopterami, łodziami – aby umożliwić w nich udział obywatelom nawet w trudno dostępnych miejscowościach, np. w Himalajach. W listopadowych wyborach prezydenckich w USA uczestniczyło 155 mln osób, z czego aż 80 mln zagłosowało przed oficjalnym terminem.
Nie wszędzie było spokojnie. Gruzja po październikowych wyborach parlamentarnych pogrążyła się w chaosie, a burzliwe protesty, które wybuchły po ogłoszeniu wyniku, są porównywane z kijowskim Majdanem z 2014 r. Opozycja dążąca do integracji z Unią Europejską nie uznała wygranej rządzącej od 12 lat partii miliardera Bidziny Iwaniszwiliego. Według centralnej komisji wyborczej Gruzińskie Marzenie, które ciągnie kraj na wschód, zdobyło 54 proc. głosów. Organizacje międzynarodowe, które przyglądały się przebiegowi głosowania, podkreślają, że wielu obywateli – szczególnie tych zatrudnionych w sektorze publicznym – nie miało swobody głosu. Na obszarach wiejskich dochodziło do przypadków korupcji, a w niektórych miejscach działacze Gruzińskiego Marzenia wrzucali do urn po kilka kart do głosowania. W sumie – jak stwierdził Parlament Europejski w przyjętej rezolucji – wynik „nie odzwierciedla woli narodu gruzińskiego”.

