Równość, czyli co
Płeć w muzyce wciąż się liczy, choć dziś inaczej niż w latach 60., kiedy swoją walkę o uznanie rozpoczynały kobiety show-biznesu

Jak ważne są parytety płci, czyli zasada równości obowiązująca kobiety i mężczyzn, przekonują nie tylko politycy (z naciskiem na polityczki), lecz także piosenkarki. Tego lata muzyczną branżę zszokowała Katy Perry. 40-letnia amerykańska wokalistka opublikowała nagranie „Woman’s World”. Piosenka – zapowiadająca najnowszy album „143” – miała z powagą mówić o kobiecych sprawach, ale została potraktowana jako parodia feminizmu. Jej „kobieta nadczłowiek” przypomina w klipie lalkę Barbie i strongmankę w jednym: ciągnie na linie samochód terenowy, przechodzi bez draśnięcia przez pękającą szybę, a energię czerpie z pistoletu od dystrybutora paliwa przyłożonego do... pośladka.
Rok temu Brytyjka Paris Paloma wylansowała singiel „Labour”. Nie ma zgody na świadczenie nieodpłatnej pracy domowej – podpowiada w nim kobietom Paloma, której piosenka w ciągu doby odnotowała 1 mln odtworzeń na Spotify.
„Respekt” dla kobiet
Kwestia równości płci powraca w piosence od końca lat 60. XX w., kiedy „Res- pect” Otisa Reddinga posłużył Arecie Franklin do przerwania milczenia na temat stosowania przez mężczyzn przemocy wobec kobiet. „Proszę tylko o odrobinę szacunku, kiedy wrócisz do domu” – krzyczała wokalistka w imieniu swojej płci.
Takie śpiewane manifesty padały na podatny grunt. W połowie lat 60. przemysł zwrócił się w stronę kobiet, o czym pisze Jon Savage w książce „1966. Rok, w którym eksplodowała dekada”. Pojawiły się magazyny dla kobiet („Boyfriend”, „Mirabelle”, „Fabulous”), a razem z nimi przedruki historii miłosnych, ale też plakaty z wizerunkami gwiazd popu i, oczywiście, reklamy ubrań oraz kosmetyków. Coraz modniejsze dziewczyny w pastelowych rajstopach i minispódniczkach potrzebowały identyfikowania się nie tylko poprzez strój, lecz także muzykę. Show-biznes szukał solistek. „Potrzebowano kobiet, w których da się zobaczyć przedstawicielki żeńskiej widowni” – tak to ujął Savage.

