Nie budować piramid
Dbałość o infrastrukturę kraju i jej rozbudowa nie są dla rządu opcjonalne, ale obligatoryjne

Dzisiaj każdy ma opinię na temat Centralnego Portu Komunikacyjnego, który ma potencjał zmienić transportowy krajobraz Polski i naszą pozycję na mapie gospodarczej świata. Trwająca trzy godziny internetowa debata na ten temat przyciągnęła ponad milion widzów. Więc Polacy jednak rozumieją, że nie to, kto włada TVP, lub to, z kim przepycha się Macierewicz przed Sejmem, decyduje o ich przyszłości. Są kwestie fundamentalne oraz wymagające strategicznego myślenia, a infrastruktura jest jedną z nich.
Dbałość o nią leży w obowiązkach państwa i – podobnie jak bezpieczeństwo – nie jest dla rządzących jedną z opcji. Co ciekawe, przekonanie to łączy zarówno liberałów, jak i socjaldemokratów. Rzecz w praktyce rozbija się nie o pytanie, czy budować sieci przesyłu energii, światłowody, drogi, lotniska, porty i linie kolejowe, a jak i gdzie je budować, by spełniały zadania opisane 130 lat temu przez Alfreda Marshalla: minimalizowania kosztów, czasu oraz niezawodności transportu towarów, ludzi i idei.
Stawka jest wysoka, bo – jak wskazywał brytyjski ekonomista – firmy lokują się tam, gdzie mogą te koszty ograniczać najskuteczniej.
Duże nie znaczy dobre
Główne wyzwanie przy planowaniu inwestycji infrastrukturalnych jest proste: uniknąć wybudowania piramidy. Weźmy tę najbardziej znaną – Cheopsa. W jakimś sensie służyła do transportu, jednak był to transport duszy faraona w zaświaty, więc żyjącym Egipcjanom przydać się nie mogła. Jej budowa trwała dwukrotnie dłużej niż planowana budowa CPK (ok. 20 lat) i pracowało przy niej ponad 20 tys. ludzi. O ile dawało to Egiptowi impuls gospodarczy (pracownicy nie byli niewolnikami, byli wynagradzani, co zwiększało popyt), o tyle, gdy już piramida stanęła, impuls wygasał.


